piątek, 22 lipca 2016

Adios, szczenięce lata!

Skaut skończył 2 lata.

*BA DUM TSY*

Nieoficjalna data jego drugich już urodzin padła na 20 lipca, jako że wiemy tylko, że urodził się w lipcu. Skaut wcale nie wyglądał, jakby go obchodziło, że chodzi po tym świecie już 2 lata. Zjadł swój urodzinowy Dentastix, podreptawszy na kocyk, i zaczął dyszeć. No cóż. Miejmy nadzieję, że była to oznaka zadowolenia.

Kilka dni wcześniej razem z tatą zabrałam się za 'wakacyjne porządki'. Stare zabawki, pluszaki, figurki i lalki które gdzieś tam jeszcze się poniewierały po kątach i łapały kurz zostały brutalnie wrzucone po kartonowych pudeł i wyniesione z domu. Po całym zamieszaniu okazało się, że  w tych kątach zostało niesamowicie dużo miejsca i zrobiło się bardziej przestronnie.Teraz można znowu coś tam upchnąć i o tym zapomnieć.

Do wyrzucenia poszła też zabawka Skauta, Pola... a raczej jej pozostałość. Skaut tak bardzo się nią i jej poprzedniczką i towarzyszką Pyzą zainteresował, że oddzielił ich głowy od korpusów. (Co za wspaniała zabawa).

Skąd te imiona dla zabawek? Pyza była różową kotką (może dlatego tak się na niej wyżył) z wypukłymi policzkami, a Pola była żółtym niedźwiadkiem... niestety, nie polarnym, ale właśnie od misia polarnego została tak nazwana. Obie były wykonane z tworzywa sztucznego, a nie z materiału, więc dziwię się, że Skautowi zasmakowały.

Zostałam przydzielona do wyrzucenia śmieci, w tym korpusu Poli. Opuszczając blaszane ściany śmietniczka osiedlowego, spojrzałam na jej pozostałości.

Nie wiem, czy można te resztki zabawki uznać za znak, że skończył się jakiś etap w życiu Skauta i moim, ale tak właśnie uznałam.

wtorek, 19 lipca 2016

52 książki w 52 tygodnie!

Hejcio!

Słyszeliście o takiej akcji, jak 52 książki w 52 tygodnie?

Nah.
Polega ona na tym, żeby przeczytać przynajmniej 52 książki w 52 tygodnie (odkrycie!), czyli w rok.
Usłyszałam o tej akcji chyba w lutym?, no i zaczęłam liczyć przeczytane książki. Na razie wychodzi mi, że jeszcze tylko 2 książki, i challenge zaliczony. Nie zamierzam jednak na tym poprzestawać, no bo czym jest dzień bez książki!
Jeśli nie słyszeliście o tym, i nie zaczęliście jeszcze, a chcecie - myślę, że jest jeszcze wystarczająco dużo czasu by podjąć się takiego wyzwania, sprawdzić, ile średnio czytacie książek na rok, może poczuć też smak rywalizacji. Po prostu zacznijcie zapisywać wszystkie książki, jakie przeczytacie.

To tyle na dzisiaj, żegnam się z wami i do zobaczenia przeczytania!

niedziela, 17 lipca 2016

Jak przeklinać po chrześcijańsku

Kurza melodia!
Posty miały być regularnie, a tu co! Coś się Kudłacz rozleniwił, oj, trzeba będzie nad sobą popracować. Nad dotrzymywaniem obietnic. Bo jeszcze się potem okaże, że opuszczę mego fjuczer hasbend w nieszczęściu i chorobie. Wbrew obietnico-przysiędze.
Na krowie kopyto, o czym ja gadam. Ekhm, piszę.
Miało być o przeklinaniu po chrześcijańsku, ale i tak macie tu dwa przykłady, więc zostawię ten temat i przejdę do innego. Do tego bardzo, bardzo niekonkretnego. Luźnego. O tak.
Kolej na pytanie retotycznerryczne: jak tam wakacje?
(To pytanie retoryczne, nie musicie odpowiadać.)

A teraz paplanina o sobie. Ach, Kudłaczu, ty mały egoisto!

Uff. Na szczęście w mieście mojej babci była biblioteka. Wypożyczyłam Zmierzch, sagę, nie pojedynczą książkę, i czytałam (nie, nie po zmierzchu) gdy... gdy nie robiłam nic innego. Chociaż jestem zwolenniczką ideologii najpierw książka, potem film w wypadku pierwszej części postąpiłam odwrotnie.W wypadku kolejnej poprawnie. Yey.
Nie żeby saga była taka okropna, nie żeby miała się znaleźć na pierwszym miejscu moich ulubionych książek. Uznałam po prostu, że to taka jakby klasyka i wypada przeczytać.
Przez to właśnie mój tata ciągle mnie ostrzega, żebym uważała, bo Edward może czaić się za moimi plecami i mnie ugryźć, albo ciągle się pyta kto ugryzł? (standardowo, gdy kończę czytać jakąś (jakąkolwiek!) książkę albo oglądać kolejny odcinek np. PLL, brzmi ono kto zabił?), i ma przy tym ubaw po pachy. W przeciwieństwie do mnie.

To zadziwiające, ale mokry Skaut pachnie naleśnikami. Nie kłamię!
Poza tym wygląda jak bóbr. Przez to nazywam go teraz moim małym Bobrem.
Ach, zapach naleśników jest taki słodki! Będę musiała częściej wychodzić ze Skauciem - przepraszam, z Bobrem! - w deszczu.

A ze słońca nic. U mnie ciągle pada i pada i pada. Leje cały dzień. All day, all night. Chociaż, przyznaję, lubię zasypiać gdy pada deszcz. A Wy?

piątek, 1 lipca 2016

Dziękujemy, Polsko

Przepraszam za nieobecność...

Nigdy za bardzo nie przejmowałam się piłką nożną. Wynikami, euro i tymi podobnymi. Był to dla mnie po prostu kolejny sport, którym wszyscy się podniecali, a ja nie widziałam w nim nic szczególnego. O, polska reprezentacja wyszła z fazy grupowej? "Super." Może poczułam jakiś mały uścisk gdzieś tam w żołądku, może się jakoś ucieszyłam w duchu, ale tego nie wiem, nie pamiętam. Polska w ćwierćfinale? Tu już bardziej mnie ruszyło. "No, niech się cieszą." Ale żadnego meczu nie oglądałam i nie miałam zamiaru tego robić.
Wczoraj jednak się przełamałam. Pierwszy raz obejrzałam jakikolwiek mecz piłki nożnej (serio!). Był to oczywiście mecz Polska - Portugalia. Nie wiem, może przez to, że tata podsunął mi pomysł jego oglądnięcia to zrobiłam.. Nie wiem!
Pech chciał, że trochę się spóźniłam i to ryczący z radości kibice, których było słychać na osiedlu, a nie komentatorzy jako pierwsi uświadomili mi, że zdobyliśmy gola. Zdążyłam na powtórkę akcji i gola Lewandowskiego, nie powiem, ucieszyłam się. Potem mnie wciągnęło. Smuciłam się, gdy przeciwnicy zdobyli gola, gniewałam się za każdym razem, jak nas faulowali, denerwowałam się gdy podchodzili niebezpiecznie blisko naszej bramki i (tak, przyznaję się) złorzeczyłam na Renato Sanchesa i cieszyłam się, że Krystyna (dla niewtajemniczonych: Ronaldo) nie trafił w piłkę... kibicowałam wiernie Naszym, do samego końca, choć nigdy jeszcze tego nie robiłam, tak bardzo chciałam żeby Nasi wygrali! Nie dane mi jednak było krzyczeć z radości na balkonie...
Rzutami karnymi kieruje los, od niego zależy, czy uda się czy nie. Graliśmy znakomicie, ale rzuty karne nie wyszły dobrze - nie dlatego, że nasz bramkarz "zawiódł, że Kuba "spudłował", ale dlatego, że to jest jedno wielkie zrządzenie losu, taka rosyjska ruletka. Nasi zdecydowanie zasłużyli, by być w ćwierćfinale, zasłużyli, aby być w półfinale, ale do półfinału się nie dostali, a dostała się Portugalia - która żadnego meczu nie wygrała!

Nigdy nie sądziłam, że mogę być smutna z powodu przegranej w piłkę nożną. A jednak.

Chłopcy, byliście niesamowici. Cieszę się, że pierwszy mecz, jaki oglądnęłam z Waszym udziałem, to był ten. Pokazaliście, na co was stać - a stać Was na wiele. Pokazaliście, że nie można się poddawać, trzeba dążyć do celu. Jestem dumna, że reprezentujecie nas, Polskę, Polaków. Jesteście dla mnie lepsi od niezliczonej ilości Ronaldów. Dzięki Wam wreszcie doceniłam ten wyjątkowy sport, jakim jest piłka nożna. Wymaga wysiłku, skupienia, celności, szybkości i wielu innych rzeczy o których pewnie nie mam pojęcia, ale przede wszystkim jednoczy ludzi.

A dla wszystkich, którzy negatywnie komentują to, jak bronił nasz niesamowity bramkarz albo to, że Kuba "spudłował" - niech sami wyjdą na stadion i staną w bramce albo naprzeciwko niej. 

Brawo, Polsko.



Najsmutniejsza była jednak ta cisza na osiedlu.